Coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważna jest dieta, aktywność fizyczna oraz work-life balance, i coraz chętniej korzystamy z technologii, by jak najdokładniej kontrolować te aspekty naszego życia. Smartwatche, smartbandy i aplikacje na smartfony są jak mali asystenci, którzy podpowiadają nam, ile kilometrów przebiegliśmy podczas treningu albo ile kalorii spożyliśmy. Niestety, ci „asystenci” nie zawsze zachowują te informacje dla siebie.
Nawet podstawowy smartband z niższej półki cenowej jest w stanie monitorować nasze tętno, lokalizację, przebyte kroki, godziny zaśnięcia i przebudzenia, cykl menstruacyjny (jeśli go mamy), jakość snu, wagę, a także pobierać informacje z innych aplikacji w celu wyświetlania powiadomień. To dość dużo prywatnych danych, prawda? Nie ma problemu, jeśli te informacje są chronione i nie zostają wykorzystane przez firmę do własnych celów, jednak taki stan rzeczy to marzenie w przypadku wielu – nawet popularnych – aplikacji zdrowotnych i fitness.
Po co firmom dane o naszym zdrowiu?
Marketing personalizowany to strategia, która wykorzystuje dane o potencjalnych klientach, by dostarczać im reklamy jak najbardziej zbliżone do ich przewidywanych preferencji. W dobie reklamy internetowej popularne jest także wykorzystywanie skryptów śledzących, dzięki którym reklamodawcy wiedzą, jakie strony przeglądamy, co wyszukujemy i co nas interesuje. Dzięki temu podsuwają nam potem potencjalnie przydatne produkty i usługi – jakby czytali nam w myślach.
Dlaczego mówimy o marketingu? Ponieważ dane z aplikacji zdrowotnych i fitness służą najczęściej właśnie jemu. Aplikacje takie jak MyFitnessPal, Google Fit, Strava i inne muszą zbierać pewne dane w celu poprawnego działania. W końcu po co nam tracker fitness, który nie jest w stanie pokazać nam trasy naszego treningu? Dane te jednak nie służą tylko nam.
Informacje zdrowotne i treningowe mogą być łakomym kąskiem dla reklamodawców, bo dostarczają bardzo istotnych danych na temat naszego trybu życia – jak często jesteśmy aktywni, gdzie mieszkamy, jak się odżywiamy, a nawet jak długo śpimy. Właściciele aplikacji, którzy nie traktują naszej prywatności zbyt poważnie, mogą sprzedawać takie dane innym firmom – bez naszej wiedzy i świadomej zgody.
Jak bezpieczne są nasze dane?
W przypadku aplikacji zdrowotnych i fitness, niestety nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, bo wszystko zależy od polityki firmy oraz jej podejścia do cyberbezpieczeństwa. Dobierając aplikacje i urządzenia dla siebie, warto przede wszystkim kierować się ogólną reputacją właściciela.
Dla przykładu firma Apple jest dość dobrze postrzegana, jeśli chodzi o ochronę interesów konsumentów, a jej smartwatche, smartbandy i powiązane z nimi apki nie odchodzą od tej reguły. Oczywiście nie znaczy to, że mamy ignorować regulaminy i polityki prywatności – te zawsze warto przejrzeć, choć zdajemy sobie sprawę, że jest to żmudne zajęcie. Jeśli natomiast szukamy alternatyw dla Apple (a pewnie szukamy, bo ekosystem ten nie jest zbyt popularny w Polsce), to urządzenia Fitbit także cieszą się uznaniem ekspertów.
Warto wiedzieć, że czasami popularność marki nie idzie w parze z jej bezpieczeństwem. W 2018 roku dużym echem odbił się cyberatak na MyFitnessPal – bardzo popularną apkę do monitorowania spożywanych posiłków i aktywności. Szacuje się, że w wyniku ataku mogły wyciec dane o aż 150 milionach kont, dotyczące głównie adresów e-mail i haseł.
Aplikacje śledzące cykl miesięczny – kontrowersje
W 2022 roku świat obiegła wiadomość o unieważnieniu wyroku Roe v. Wade, który gwarantował Amerykanom konstytucyjne prawo do zabiegu przerywania ciąży. Decyzja ta przekazała pałeczkę poszczególnym stanom, które same mogły zadecydować o tym, czy aborcja na ich terenie będzie legalna, czy też nie. Oznaczało to niemalże natychmiastowe zdelegalizowanie przerywania ciąży nawet w ponad 20 z 50 stanów.
Aplikacje monitorujące zdrowie reprodukcyjne kobiet mają związek ze sprawą, ponieważ zaczęto zwracać uwagę, co tak właściwie śledzą – i komu przekazują te informacje. Konsumenci zaczęli podejrzewać, że aplikacje mogą udostępniać dane agencjom rządowym, szczególnie gdy w grę wchodzi ściganie przestępców – a tymi właśnie w niektórych stanach stały się kobiety podejrzewane o przerwanie ciąży.
Mozilla Foundation prowadzi spis aplikacji i urządzeń, które według jej metodyki zasługują na większe bądź mniejsze zaufanie. Znajdują się w nim również aplikacje przeznaczone do monitorowania zdrowia reprodukcyjnego i ciąży. Od lat góruje w nim Euki – apka autorstwa organizacji Women Help Women, która nie przekazuje niczego podmiotom trzecim, bo nie ma takiej możliwości. Po prostu wszystkie dane są w niej przechowywane lokalnie.
Jak zabezpieczyć swoje dane?
Mimo wszystko nie zniechęcamy do korzystania z urządzeń i aplikacji zdrowotnych i fitness. Nie da się ukryć, że są bardzo pomocne w prowadzeniu zdrowego stylu życia. W końcu mało kto ma czas na to, żeby ręcznie wyznaczać trasy treningów w celu wyliczenia odległości albo obliczać spożyte kalorie i makroskładniki z kalkulatorem w dłoni. Pomoc aplikacji jest nieoceniona w tym aspekcie.
Zachęcamy jednak do uważnego analizowania produktów, z których mamy zamiar korzystać. Każda legalnie działająca aplikacja zbierająca dane ma obowiązek udostępnienia swojej polityki prywatności, w której powinny być zawarte informacje na temat tego, co jest gromadzone i co się z tym potem dzieje. Oczywiście takie polityki są w większości przydługie i pisane prawniczym językiem, dlatego warto również posiłkować się niezależnymi analizami, takimi jak te od wspomnianej wcześniej Mozilli.
Co jeszcze można zrobić, żeby zabezpieczyć swoje dane i przed reklamodawcami, i hakerami?
- Łącz się przez VPN. Usługa VPN tworzy pewnego rodzaju tunel, którym dane wędrują od klienta do pośredniczącego serwera VPN, a stamtąd do celu. Takie rozwiązanie sprawia, że trudniej je uzyskać osobom postronnym (na przykład hakerom). U celu również są widziane inaczej. Serwer VPN zmienia lokalizację nadawcy, dzięki czemu możemy zataić swoje prawdziwe położenie geograficzne. Darmowy VPN nie jest jednak najlepszą opcją, jeśli wybieramy go ze względu na prywatność, bo darmowe usługi często działają dokładnie tak samo jak wcześniej opisane aplikacje fitness – mogą sprzedawać dane klientów.
- Analizuj ustawienia aplikacji. Większość aplikacji po zainstalowaniu używa domyślnych ustawień, które niekoniecznie są najkorzystniejsze dla konsumenta. Warto poświęcić trochę czasu na to, by przejrzeć wszystkie zakładki w ustawieniach i dopasować je do swoich potrzeb.
- Rozważ, co jest dla Ciebie ważniejsze. W przypadku niektórych funkcjonalności nie da się postawić na maksymalną prywatność bez poniesienia kosztu w postaci ograniczenia działania aplikacji. Na przykład trackery i smartwatche mogą dokładnie śledzić trasy naszych treningów i pokazywać je na interaktywnej mapie, ale z oczywistych względów dane te muszą zostać przesłane do zewnętrznych serwerów. Innymi słowy: nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. Nie trzeba udostępniać aplikacjom wszystkich danych, ale niektóre są po prostu konieczne do prawidłowego działania apki. Od nas zależy, co wybierzemy.